czwartek, 9 maja 2013

NIE KOCHAM, ME SERCE UMIERA, A ŻYCIE TRACI SENS...

Pewnej nocy w końcu przesadził. trafił do szpitala, kilka godzin był w reanimacji, później przeniesiony został na oddział intensywnej terapii. następnego dnia wciąż nieprzytomny. pozwolono wpuścić do niego jego narzeczoną. z podpuchniętymi oczami i raną na wardze weszła do sali numer 113, powoli siadając przy jego łóżku. ujęła jego bezwładną rękę i przytuliła do twarzy. przymknęła powieki i nagle przed oczami przewinęły jej się setki obrazów. on-zalany w trupa, zaćpany, wciąż podnoszący głos, niekiedy ręce, niszczący talerze, rzucający w nią czym popadnie, w napadzie wściekłości wyzywający własną matkę. spojrzała na niego, teraz śpiącego niewinnie jak dziecko i wstała, niesiona impulsem. „Niszczysz nie tylko siebie,Kochanie. Niszczysz wszystko i wszystkich wokół. Nie zasłużyliśmy na to..”- szepnęła i po chwili wahanie odłączyła od niego przyrząd wspomagający oddychanie. nierówny wykres po chwili zmienił się w linię ciągłą. z chłodem w sercu, wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.


I znowu nie potrafię, znowu nie umiem, oddać komuś całego serca. ponownie odrzucam ideał, za który sprzedała by duszę każda dziewczyna, za którym oglądają się największe laski. nie mam już jak zaprzeczać, znowu wpakowałam się w nieodwracalne problemy, zrobiłam komuś dziurę w sercu i przez nią wlazłam, choć nie wpuszczałam nikogo do siebie. i dlaczego to wszystko ? dlaczego nie potrafiłam znów pokochać ? przez pewnego chłopaka, który siedzi mi w głowie już od roku, i którego nijak nie mogę się pozbyć z myśli, choć przez ten cały czas nie był tak śmiały, by powiedzieć coś poza „cześć”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz